wtorek, 24 maja 2016

Duuuużo roboty

Pierwsze tygodnie w Kanadzie były naprawdę ciężkie. Po części była to kontynuacja fazy zachwytu :) ale przeżyta już w inny sposób.

fot. Magda Stocka
Te tygodnie to oczywiście "usadawianie się" w Kanadzie. Głównie sprzątanie, szukanie mebli i urządzeń i załatwianie tysiąca spraw jak choćby szkół. Pewnie przez to że przez Kanadę przewija się mnóstwo ludzi mają oni w kulturę wbudowane systemy dzielenia się meblami i innymi potrzebnymi rzeczami. Przeważnie w okolicach czerwca, sierpnia i września na trawnikach powystawiane są meble do wzięcia za darmo. I można tam znaleźć naprawdę super rzeczy. Sprzęty kuchenne, książki, szafki, małe meble a nawet materace.

fot. Magda Stocka
I tu oczywiście trzeba uważać, bo jest to ryzykowne, i można tym sposobem przygarnąć niechcianych mieszkańców mebli - bedbug-i. Ale będąc ostrożnym i czujnym upolować można super rzeczy, w bardzo dobrym stanie. I co fajne - nie jest dużym obciachem branie tych mebli. Grupy studentów polujących na meble to dość popularny widok :). A niektórzy ludzie robią na tym prawdziwy interes. 

Tak więc zaczęła się nasza przygoda. Nie mieliśmy nic poza naszymi walizkami. Na szczęście internet udało się szybko zainstalować i okazał się zbawienny. Przy użyciu Kijiji.ca czyli odpowiednika polskiego OLX lub Gumtree, udało nam się zdobyć rowery, co ułatwiło życie. Trochę urządzeń i małych mebelków pożyczyliśmy od jedynych naszych znajomych, a resztę zdobywaliśmy sami. Tato z paru narzędzi znalezionych w piwnicy zrobił wózek do wożenia mebli i już było trochę łatwiej. Każdy następny mebel przynosił dużo radości. Z kupienia zwykłego stołu do jedzenia cieszyliśmy się bo nareszcie można było porządnie siąść i zjeść ;). Nie mówiąc już oczywiście o mojej ogromnej radości kiedy kupiłam sobie wieżę stereo do mojego pokoju.

fot. Magda Stocka
Niestety przez pierwszy miesiąc z pieniędzmi było strasznie kiepsko. Trzeba było wpłacić zaliczkę za dom, a poza tym mieliśmy problemy z transferem pieniędzy z Polski, więc przyszły z opóźnieniem (dopiero miesiąc po naszym przyjeździe). Na dodatek nie bardzo orientowaliśmy się gdzie kupować choćby jedzenie, żeby było najtaniej. 

Przez pierwsze parę dni pracowaliśmy bardzo intensywnie, i mebli szybko przybywało. Pamiętam jak po paru godzinach roboty orientowałam się że jest dopiero południe, a ja byłam już wykończona, i najchętniej poszłabym spać. Myślę że do naszego zmęczenia mogło się też dołożyć dochodzenie do siebie po długiej podróży. Na początku to było zachwycające ile udaje nam się robić w przeciągu tych pierwszych dni, ale potem już nie mogłam doczekać się pójścia do szkoły. 

fot. Magda Stocka
Oprócz tej ogromnej ilości roboty poznawaliśmy Kanadyjczyków ich zwyczaje i tysiące małych różnic w najdrobniejszych rzeczach. I to chyba też męczyło nasze umysły. Jak teraz sobie o tym myślę to niezły wycisk nasze mózgi musiały mieć :D. Trochę jak małe dzieci, które poznają świat. Przytłoczenie innym językiem, dużo roboty, duży stres, i totalne zagubienie. Było ciężko...

piątek, 20 maja 2016

Pierwsze dni w Kanadzie... i ten zachwyt!

Psychologowie dzielą poznawanie nowego kraju na fazy...
Pierwsza z nich to zachwyt!
I o tym właśnie co zaskoczyło mnie w pierwsze dni bycia w Kanadzie, chcę dzisiaj napisać. 

fot. Magda Stocka
Ale, zacznijmy od początku.
Z Krakowa wylecieliśmy samym rankiem. Lecieliśmy z przesiadką we Frankfurcie. Na lotnisko w Halifax-ie dotarliśmy późnym wieczorem. Tam spędziliśmy sporo czasu w kolejkach i czekając na załatwienie naszych wiz. Trochę było przy tym stresu bo nie mieliśmy Kanadyjskich wiz. A to dlatego ze nasza sytuacja była dość wyjątkowa. Przez te trudności wszystko zajęło sporo czasu. Ale za to obsługa lotniska była bardzo miła, a Pani która obsługiwała nas jako ostatnia, serdecznie powitała nas w Kanadzie i życzyła nam wszystkiego dobrego. 

fot. Magda Stocka
Następnie taksówką (mocno upchani: 5 walizek dużych, 5 małych + 5 ludzi i kierowca), przysypiając ze zmęczenia dotarliśmy do domu (biały na zdjęciu powyżej). Dom wynajęliśmy nieumeblowany za pośrednictwem znajomej, więc tej nocy spaliśmy na podłodze. W kuchni zastaliśmy trochę owoców i parę naczyń, które przygotowała dla nas Katherine - babeczka  z Taty uniwersytetu, która miała nam pomagać oswoić się z Kanadą. 

fot. Magda Stocka
Następnego rana, kiedy już się wyspaliśmy poszliśmy spacerem do sklepu, przy okazji zwiedzając okolicę. Byliśmy zachwyceni! Mnóstwo przestrzeni wszędzie! Ulice bardzo szerokie, prześlicznie zadbane z króciutko przystrzyżonymi trawnikami. Brak ogrodzeń, a wszystkie domki w stylu wiktoriańskim. Domy w najróżniejszych kolorach. Wszystko pięknie i równo ustawione przy ulicy. Pogoda też z tego co pamiętam była piękna, a powietrze niesamowicie świeże.

fot. Magda Stocka
Do sklepu były może 2 kilometry, ale pamiętam że byłam wykończona. Kiedy już doszliśmy czekały na nas nowe wrażenia i zaskoczenia. Głównym zaskoczeniem był dużo większy rozmiar wszystkiego. Zaczynając od mleka - 5l, kończąc na proszku do pieczenia, którego jedno opakowanie starcza na rok! :). Poza tym sporo chodzenia w te i z powrotem, bo sklepu nie znaliśmy. Przy kasie też bardzo miłe zaskoczenie: Kasjer był bardzo miły i kontaktowy, coś zagadał a uśmiech nie schodził mu z twarzy. 
A tu dwie ciekawostki co do zakupów. Po pierwsze w cenę większości produktów nie jest wliczony podatek i samemu trzeba go brać pod uwagę. O prawdziwej cenie dowiadujemy się przy kasie. 
A druga sprawa to monety, z którymi nadal mam problem :) Tak jak na Polskich monetach liczby są duże i wyraźne, i nikt nie ma wątpliwości o wartości monety, tak tutaj cyfry są malutkie, a co więcej na monetach o tej samej wartości mogą być różne "rysunki". 

Po powrocie zjedliśmy śniadanie i zabraliśmy się do roboty. Sprzątanie domu, jeżdżenie po meble (z Katherine), i tym podobne. 
Z miłych pierwszych wrażeń to opisać tu jeszcze muszę naszą Landlady - Frances. Kobieta około 70-letnia, samotnie mieszkająca w domu obok. Frances zaprosiła nas na niedzielny obiad do restauracji, żeby nas lepiej poznać. Obiad przebiegł bardzo miło. Na wszystkich nas (oprócz mojego młodszego brata xD) zrobiła piorunujące wrażenie. Babka pływała, sama jeździła samochodem, bez problemu się poruszała i sama dobrze sobie radziła. Co prawda otoczona była pomocnikami, ogrodnikami itp, ale i tak byliśmy pod wrażeniem jak sobie radzi. 

Następny etap, to meblowanie mieszkania i dużo, dużo roboty, ale to już w następnym razem...

fot. Helena Stocka



wtorek, 10 maja 2016

IB - czyli czym jest matura międzynarodowa

IB - International Baccalaureate Diploma Programme - jest to program edukacyjny kończący się maturą międzynarodową. Cały program trwa 2 lata, jednak często jest poprzedzony klasą pre-IB, przygotowywującą do systemu IB.


Program stawia na rozwój uczniów pod kątem otwartości, międzykulturowego rozumienia świata i ciekawości. Uczniowie IB powinni być aktywni, kreatywni i chętni do działania również poza szkołą.

Uczniowie wybierają 6 przedmiotów, w tym język własny język, drugi język, zajęcia humanistyczne (historia, ekonomia itp.), przyroda (biologia, chemia lub fizyka), matematyka i sztuka. Zdarza się że w szkołach zamiast sztuki można wziąć jakieś inne zajęcia. Od 3 do 4 przedmiotów trzeba wziąć na poziomie rozszerzonym (HL).


Dodatkowymi elementami IB są TOK (Theory of Knowledge), CAS (Creativity Action Service) i EE (Extended Essay). TOK to coś przybliżonego do filozofii - strasznie śmieszny przedmiot :) - ciągłe filozofowanie. Z tego przedmiotu nie ma egzaminu, ale końcowy esej może podwyższyć nam całościową ocenę.
CAS jest to obowiązek "odpracowania" 150 godzin, robiąc rzeczy kreatywne, charytatywne i aktywne. :) W tym często zawierają się różne nieobowiązkowe rozwijające zajęcia, wolontariat, jak też czas spędzony fizycznie aktywnie.
EE to esej na około 4,000 słów. Na wybrany temat, nadzorowany wybranego opiekuna. Zarówno CAS jak i EE mogą nam podwyższyć ocenę końcową.


Z każdego innego przedmiotu zdajemy egzamin pod koniec drugiego roku. Ale do oceny wliczają się też projekty, które muszą być zaliczone w trakcie nauki. Na przykład z matematyki, chemii, biologii trzeba zaprojektować i przeprowadzić eksperyment. Z ekonomii trzeba napisać 3 komentarze do artykułów. Ze względu na te projekty dość ważna jest organizacja czasu, ale prawda jest taka, że wszyscy odkładają wszystko na później :). W zależności od przedmiotu te projekty (Internal Assessments) mają różny wkład procentowy w naszą ocenę.

Na samym końcu ocena egzaminu połączona z oceną z projektu daje ocenę w skali od 1 do 7. Mimo że rozkład procentowy jest rozpisany, to ocenę dostaje się w zależności od tego jak całemu światu poszło z egzaminem. Jeśli był trudny, 7 można dostać nawet jeśli procentowo ocena wcale nie wygląda świetnie ;).


Końcowa ocena składa się z 6 ocen z przedmiotów i ewentualnie 3 dodatkowych punktów za CAS, EE i TOK. Czyli w sumie można dostać 45 punktów. Taki wynik otrzymuje jednak mniej niż 1% uczniów IB. Czyli.... jest to bardzo trudne :). Żeby zdać i otrzymać certyfikat IB musimy spełnić sporo wymogów, ale ogólny jest taki że trzeba mieć conajmniej 24 punkty, i nie można niezdać żadnego przedmiotu.

Ja w tym momencie kończę pierwszy rok w IB i jestem zachwycona. Pierwszy egzamin (z ekonomii) mam już za sobą, przewidzianą ocenę z ekonomii mam 6 lub 7 xD. Ale wyniki poznam dopiero w lipcu. Resztę egzaminów będę miała dopiero w przyszłym roku. Poziom tego programu jest z pewnością wyższy od zwykłej kanadyjskiej szkoły, więc trochę uczyć się trzeba. Ciągłe dodatkowe projekty, są mocno obciążające, ale do zrobienia. Z pewnością jednak ten program uczy wyjątkowych umiejętności, często od bardzo praktycznej strony. Ja bardzo się cieszę, że idę tym programem i nawet jeśli jest ciężko to nie zamieniłabym tego na zwykłą szkołę :D

Witam!



Cześć!

Jestem Magda i witam Cię serdecznie na moim blogu!

Mam 17 lat i uczę się w kanadyjskiej szkole w programie matury międzynarodowej.
Kocham muzykę, interesuję się zdrowym stylem życia, dietetyką i naturalną medycyną. Lubię uprawiać sport, czytać książki i gotować. Ostatnio interesuje mnie też fotografia.

fot. Helena Stocka

Od dwóch lat mieszkam i uczę się w Kanadzie, a wkrótce przeprowadzam się razem z rodzicami do Hiszpanii.

Na tym blogu będę dzieliła się moimi doświadczeniami życia w różnych częściach świata :), moimi odkryciami dotyczącymi stylu życia, przemyśleniami i odkryciami. Najpierw moimi doświadczeniami związanymi z pobytem w Kanadzie, a w przyszłości również Hiszpanii.




fot. Helena Stocka

Zapraszam serdecznie do komentowania i dawania mi uwag :) w końcu dopiero się uczę!


poniedziałek, 9 maja 2016

Cape Split

Jak dla mnie jest to chyba jedno z piękniejszych miejsc w Nowej Szkocji.


Cape Split, to mały półwysep w północno-zachodniej części Nowej Szkocji. Charakterystyczne dla tego półwyspu są prześliczne fiordowe wybrzeża.

Na sam koniec półwyspu prowadzi szlak, jednak wbrew informacjom na stronie internetowej parku, żeby wrócić trzeba się cofnąć tą samą drogą. Można za to podejść szlakiem naokoło czubka półwyspu i zejść z klifu, żeby podziwiać piękne brzegi z plaży. Oczywiście pamiętać trzeba o przypływach i odpływach, żeby nagle nie znaleźć się daleko od wejścia podczas przypływu.






Zejście z klifu poprowadzone jest strumykiem! Dla pomocy umocowane są liny, które bardzo ułatwiają schodzenie :). Plaża tak jak większość w Nowej Szkocji kamienista, ale prześliczna.

To czego trzeba się wystrzegać to żeby nie popełnić tego błędu, który my popełniliśmy, czyli po wejściu z powrotem na klif próbować iść dalej ścieżką. Może się wydawać, że ścieżka tam jest, ale po chwili się kończy. Nam parę godzin przedzierania się przez chaszcze zajął powrót na parking.






To co w tym parku jest najbardziej zachwycające to brak jakichkolwiek bramek i zabezpieczeń przed częstymi przepaściami, klifami i stromymi brzegami. Jest tak jak w naturze. Było to zapierające dech w piersiach, szczególnie kiedy przepaść była metr od szlaku! Dla nieuważnych mogłoby się to skończyć tragicznie.

Miejsce polecam serdecznie! Jeśli ktoś odwiedzi Nową Szkocję, to Cape Split jest miejscem obowiązkowym do zobaczenia :).






Dodatkowe informacje o Cape Split:
http://www.novatrails.com/trails/kings-county/cape-split-trail.html